Wstałam wcześniej niż planowałam, mimo to i tak czułam się wypoczęta, co zdarzyło mi się pierwszy raz w tym roku. Zaprawa poranna o dziwo okazała się przyjemna i nie wymagała jakiegoś dużego wysiłku, co mnie miło zaskoczyło, bo bałam się, że mocno się spocę z samego rana. O śniadaniu nie ma co pisać. Jest uniwersalne, każdy może sobie nałożyć, co chce, a jedzenie jest świeże. Przerwy między zajęciami są długie, ale nie na tyle, by się znudzić. Ja podczas czasu wolnego chodziłam pomagać w przenoszeniu różnych rzeczy i w malowaniu ławek, bo osobiście lubię takie rzeczy. Na zajęciach stres, ponieważ osoby, które przyjechały na obóz po raz pierwszy, miały „test” odwagi, w którym niestety nie brałam udziału, bo już wcześniej opowiedziano mi, na czym polega ta zabawa. Byłam za to na drugim „teście” czyli zabawie w gwizdek, której nie opiszę, bo osoba, z którą siedzę, jeszcze w to nie grała, ale mogę rzec, że była to niezła frajda i dałam się wrobić. Co do warsztatów to zapisałam się na robienie biżuterii z koralików/muliny, jednak zmienię je na inne, bo nie przypadły mi do gustu. Cały dzień czułam się pełna energii i w porównaniu do innych obozów zaaklimatyzowałam się bardzo szybko. Miła atmosfera sprzyjała dzięki otwartym i sympatycznym osobom, które od razu polubiłam (pomijając wyjątki, ale nie uważam tego za wadę, tylko normalną rzecz). Jedyna rzecz, która mnie przytłacza, ale na którą się przygotowałam, to że nie ma miejsca, gdzie mogę pobyć kompletnie sama choć na chwilę. Pod wieczór, w okręgu wieczornym (chyba tak się to nazywało), śpiewaliśmy wspólnie, co jest fajnym zakończeniem dnia. Poszłam także na koncert przygotowany przez druha Komendanta Młodego. Koncert był ciekawy i fajny. Podsumowując – ten dzień był przyjemny i produktywny, a atmosfera panująca wokół sprawia, że nie jestem zmęczona cały czas, jak zazwyczaj.
Domi Piwko zastęp 11