Wczorajszy dzień zaczęliśmy BRAKIEM zaprawy porannej!!!
Następnie przeszliśmy na apel, podczas którego zapowiedziano warsztaty i grę wojenną zorganizowaną przez zastęp 7. Po pysznym śniadaniu było trochę czasu wolnego, po którym rozpoczęły się zajęcia przedpołudniowe. Obóz podzielono na 3 grupy, które poszły na swoje stacje. Na jednej z nich była gra w Mafię prowadzona przez naszego kochanego Jacusia. Na kolejnej stacji wyświetlono nam prezentację na temat sztucznej inteligencji i cyberbezpieczeństwa. Zajęcia przygotował dh Cohen. Na ostatniej stacji nasz kochany druh Mateusz prowadził warsztaty na temat wstrząsów i wypadków. Po przepysznym obiedzie wszyscy czekaliśmy na zajęcia popołudniowe czyli Grę Wojenną. Jednak przez wysoką temperaturę powietrza została ona zastąpiona dla jednych przez wycieczkę pieszo – pieszą, dla innych wyprawę kajakowo- kajakową. Gdy wróciliśmy do obozu okazało się, że mamy pilota! W miarę szybko uwinęliśmy się ze sprzątaniem i wróciliśmy do miłego spędzania naszego wolnego czasu. Wieczorem wszyscy zebrali się w kręgu na ognisko. Było dosyć tłoczno ze względu za Zlot Korczakowców zorganizowany z okazji 55 – lecia istnienia obozu. Następnie zostały rozdane chusty świeżo przybyłym Korwygom. Zamknęliśmy krąg i robiliśmy to samo, co Korczakowcy robią od ponad pół wieku – puściliśmy Iskierkę, a potem rozeszliśmy się do namiotów. Choć nie nasza piątka – my niczym pięciu muszkieterów, drużyna A, dwóch i pół Batmanów oraz dwóch i pól Robinów ruszyliśmy na służbę pod Korradio, aby pilnować obozu przed dzikami i Korwygami.
Zastęp 6
Do Korczakowa jeżdżę dobrze ponad połowę swojego życia. Jako dziecko cały rok czekałam na kolejną Leśną przygodę. Jako nastolatka na kolejne spotkania z przyjaciółmi. Później nadszedł okres „kadrowania”, w czasie którego wyczekiwałam nowych wyzwań, organizowania nowych zajęć, a przede wszystkim pracy z już mi znanymi , jak i nowymi uczestnikami. Kiedy nadeszły zmiany, w związku z którymi musiałam zrezygnować z pracy w kadrze, nie wiedziałam czego się spodziewać. Chyba jednak nie byłam gotowa na to, że choć tak wiele się zmieniło…to tak naprawdę nie zmieniło się nic. Po przekroczeniu bramy znowu byłam w Domu.
W tym roku, widząc tylu znajomych, tak dawno niewidzianych twarzy, twarzy nowych oraz twarzy, które widuję często poczułam radość. Poczułam tez spokój i pewność, że co by się nie działo, Korczakowo będzie. Bo tworzą je ludzie, na których zawsze można liczyć. Stając we wczorajszym kręgu, OGROMNYM kręgu, mogliśmy zobaczyć, że żar naszych wieloletnich przyjaźni nie gaśnie i nigdy nie zgaśnie. To uczucie wspólnoty, akceptacji i szczęścia było niezwykłe i myślę, że nie byłam jedyną osobą, która to poczuła.
Gosia