Wczoraj z rana znów zaskoczył nas deszcz. Ustał na szczęście jeszcze przed południem, akurat na warsztaty. Tegoroczne warsztaty szczególnie obfitują w różnorodność. Jest to jedna z rzeczy, które uwielbiam w Korczakowie – każdy może robić cokolwiek chce i jednocześnie rozwijać swoje zainteresowania. Po południu przygotowywaliśmy się do Wierszolandii, czyli do przedstawienia bajkowego na podstawie fragmentu wiersza Wojciecha Młynarskiego. Cały obóz dudnił od pracy, a w powietrzu czuć było napięcie przed nadchodzącym konkursem.
Na zebraniu dotyczącym postępów w pracy wśród obozowiczów była zgoda – nie jest gotowe zbyt wiele. Jednak, jak to zawsze w Kor, całość Wierszolandii ostatecznie wyszła szałowo. Zastępy zaprezentowały swoje artystyczne kreacje pod czujnym okiem słynnego krytyka sztuki, dh. Bartka. Mój zastęp 7 pokazał wzruszającą historię o synu z marzeniami. Wszystkich urzekł monolog ojca o tym, jak to jest być rolnikiem/Ślązakiem. Życie to śpiew, życie to tańcowanie, życie to pszonie. Ciekawe, że to właśnie te trefy bez kufal naj byżej anflunz nosze żywobycie. Po przedstawieniach usłyszeliśmy szczęśliwą wiadomość odnośnie jutrzejszej zaprawy, mianowicie – została ona odwołana ku uciesze całego obozu.
Zastęp 7