Wywiad z Batią Gilad, przewodniczącą Międzynarodowego Stowarzyszenia im. Janusza Korczaka, naszym tegorocznym gościem.
Mały Przegląd: Słyszeliśmy, że pochodzi pani z Polski. Jak to się stało, że pani wyjechała?
Batia: Między 1956 a 1960 rokiem była fala antysemicka w Polsce, prowadzona właściwie przez polski rząd, na czele którego stał Władysław Gomułka. Jego zamiarem było stworzenie Polski dla Polaków. W tym czasie właśnie była taka tendencja, żeby wszyscy niebędący Polakami wyjechali z Polski, m.in. Niemcy, Żydzi i Ukraińcy. W tym czasie właśnie my też wyjechaliśmy.
MP: Ciekawi nas jak długo jest Pani związana z Międzynarodowym Stowarzyszeniem im. Janusza Korczaka. Jak to się stało, że pani do niego dołączyła?
B: Powiem tak: wszystkie moje dorosłe lata byłam nauczycielką historii nauk politycznych w Izraelu i w roku 1983, na długo przed waszym urodzeniem, byłam członkiem rady miejskiej w jednej z miejscowości w Izraelu. Wtedy spotkałam się z pewnym człowiekiem. W tym roku robili konkurs na temat pism Korczaka i szkoła im. Janusza Korczaka w mojej miejscowości dostała I nagrodę. I ja z ramienia tej rady dołączyłam się do ceremonii rozdania tych nagród. Tam właśnie spotkałam człowieka, który był przewodniczącym Izraelskiego Komitetu im. Janusza Korczaka. Komitet był stworzony w latach 50. przez wychowanków Korczaka, którzy przybyli do Izraela. I wtedy tak staliśmy i rozmawialiśmy i on mówi: „Organizujemy wyjazd do Polski.”. A ja powiedziałam: „Wiem pan co, ja chcę się dołączyć”, a on na to: „Nie ma problemu”, napisał to sobie na malutkiej karteczce i włożył do kieszeni, a ja pomyślałam: „A, nic z tego nie wyjdzie”. Kilka miesięcy później zadzwonił rano o 6:00 i zapytał: „Chcesz jeszcze wyjechać do Polski?”, a ja na to „Tak!”. Byłam zszokowana, o szóstej rano przeważnie śpię. I tak wyjechałam w lecie roku ’84. Wtedy odwiedziłam Polskę po raz pierwszy od momentu, w którym wyjechałam z niej w 57′. Potem wyjechałam na jeden rok na zwolnienie nauczycielskie. Dołączyłam się wtedy do organizacji korczakowskiej Izraela. Jako wolontariusz zaczęłam pracować w archiwum w korczakowskim muzeum wojowników getta w Kibucu. A potem to już historia…. Ponieważ mówiłam po polsku, to zaczęli mnie zapraszać do organizacji międzynarodowej Korczaka. W roku 2006, kiedy poprzedni przewodniczący prof. Jerzy Kuberski zachorował, postanowił on, że ktoś już za jego życia musi go zmienić na tym stanowisku. On już 27 lat prowadził to stowarzyszenie międzynarodowe. I postanowiono, że zastąpię go ja. Tak zostałam wybrana, od tamtego roku jestem przewodniczącą.
MP: Czy poznała Pani kogoś z wychowanków Korczaka?
B: Poznałam i dalej znam. W Izraelu mamy dzisiaj jeszcze czworo wychowanków Korczaka, wszyscy mają ponad 90 lat. Między innymi Szlomo, Nadel, Icchak, Belfer.
MP: Jesteśmy ciekawi, co pani nam może powiedzieć o tych relacjach?
B: Wszystko wam mogę powiedzieć (śmiech).
MP: To czy wie pani, jak ci żyjący wychowankowie wspominają Korczaka, dom sierot?
B: Czworo ich jest w Izraelu, ale pamięć jednego z nich jest już nie ta. Drugi oddalił się od tych spraw, może przez wiek, może się obraził. Oni są wszyscy tacy wrażliwi. Dwóch jest bardzo aktywnych, właśnie Szlomo Nadel i Icchak Belfer. Nadel bardzo dobrze pamięta wszystko i opowiada bardzo życzliwie o wszystkim, co się działo w Domu. Moim zdaniem, najpiękniejszą rzeczą, którą zawsze powtarza, jest to, że to, co on dostał w Domu Korczaka, on nie mógł przekazać swoim dzieciom. Ponieważ tam u Korczaka było tak jak w raju, bardzo dużo tam dostał do życia: miłość, szacunek, że trudno mu było dać to jego dwójce dzieci. A Korczak miał ich aż 105, 107 w różnych latach. Szlomo postanowił zostać fotografem, a zaczął już w Domu Korczaka. Dostał tam bazę do życia, a potem także umiejętności, jak się zachować w czasie wojny. Nie bał się żadnej pracy. Mówił zawsze, że jego praca jako dziecko w Domu Korczaka, różne dyżury itd., to mu dało taką siłę, żeby przeżyć wojnę, podczas której on uciekał cały czas w kierunku Rosji, był atakowany tu i tam. Był młody w tym czasie. Icchak Belfer wyszedł z Domu później niż Szlomo, bo jest młodszy o dwa lata. Jest malarzem i rzeźbiarzem. Oni obydwoje nie przestają mówić o Korczaku, działać na rzecz jego pamięci. Szlomo więcej opowiada, a Icchak więcej tworzy. Właściwie tworzył, bo postępujący Parkinson mu w tym przeszkadza.
MP: To, w takim razie, czy Korczak jest bardzo znany w Izraelu?
B: Jest bardzo znany z imienia, jako ikona zagłady żydowskiej. My bardzo dużo działamy w kierunku zmiany tego. Próbujemy od dwudziestu lat różnymi sposobami sprawić, żeby nie był kojarzony z zagładą Żydów, tylko żeby stał się symbolem edukacji i wychowania dziecka, szacunku do dziecka.
MP: A skąd się pani dowiedziała o naszym obozie?
B: To od Jurka od razu(śmiech). Jak jeszcze nie byłam przewodniczącą, ale już działałam w ruchu korczakowskim, takim międzynarodowym, mieliśmy kilka spotkań w Polsce za czasów profesora Kuberskiego. Wasz Jurek (Szef, Jerzy Zgodziński – red.) nam organizował ogniska, spotkania i różne tego typu imprezy. Stąd też wiedziałam o Korczakowie. Byłam tutaj już kilkakrotnie, jeszcze w pierwszych latach mojej pracy w organizacji.
MP: To ile razy tu pani była?
B: Myślę, że dawno temu byłam dwa razy przez krótki czas, potem trzy lata temu byłam tutaj z grupą, a dwa lata temu byliśmy tutaj przez tydzień. Ostatnim razem było z nami trzech młodych ludzi z Ameryki. Zresztą to jeden z nich przywiózł tutaj tę grę na orientację.
MP: Kiedy była tu pani po raz pierwszy? Czy może pani porównać Korczakowo dawniej i dziś?
B: Pierwszy raz byłam tu w latach 90. Dzisiaj młodzież ma więcej wolności do działania, więcej inicjatyw i to czuć w samej atmosferze Korczakowa. Wtedy też mieli, ale jednak ta atmosfera postkomunistyczna była bardzo ścisła. Widać zmiany na lepsze. Jest więcej aktywności młodzieży, a mniej dorosłych.
MP: A propos waszego przyjazdu, czy było dużo chętnych?
B: Było dużo, tylko nasze możliwości finansowe nie były takie duże. Bo ta grupa właściwie przyjechała z ramienia Ministerstwa Edukacji Izraela i tam nas bardzo ograniczyli, wiele dzieci nie mogło przyjechać. Ale działamy na to, aby grupy te były większe i z różnych państw.
MP: Czyli zamierzacie jeszcze tu wrócić?
B: Zamierzamy przyjeżdżać każdego roku. Powiedziałabym, że to swego rodzaju spuścizna po Jurku. Przyrzekłam mu, żeby zrobimy z tego obozu bardziej obóz międzynarodowy, żeby spotykała się tutaj młodzież z różnych państw. Cały czas działam, żeby spełnić tę obietnicę.
MP: Jesteśmy ciekawi, jakie przesłanie jest według pani najważniejsze w ideologii Korczaka.
B: Żeby widzieć w każdym człowieka. Każdy jest po pierwsze człowiekiem, dopiero potem dzieckiem, dorosłym, kobieta, mężczyzną. Po pierwsze to jest człowiek. Dlatego to wszystko idzie dalej.
MP: Doszliśmy do wniosku, że niektóre idee Korczaka nieco mogły odbiegać od rzeczywistości. Czy zgadza się pani z tym, że niektóre dzieci po wyjściu z Domu Sierot mogły sobie nie radzić w zastanym świecie?
B: Właśnie ci wychowankowie mówili, że w pewnym sensie byli tak otoczeni przez ten dobry system, że w pierwszym momencie, kiedy wychodzili z tego Domu, czuli się rzeczywiście nieprzygotowani do życia. Pierwsze ich myśli brzmiały „My nie znamy tej rzeczywistości. Wychowaliśmy się w czymś zupełnie innym”. Ale potem, jako dorośli, oni zrozumieli, że dostali bazę, humanistyczną bazę do zrozumienia. Do podejścia do drugiego człowieka. Więc mimo że najpierw czuli się nieprzygotowani, za bardzo chronieni, to po pewnym czasie zrozumieli, co dostali.
MP: To byłoby chyba na tyle. Bardzo dziękujemy pani za wywiad.
B: To ja wam dziękuję!(śmiech)
Wywiad przygotowali: Barbara Czochara i Maurycy Greczko