Nie żądajmy od dzieci ani pojedynczych, ani zbiorowych poświęceń. Ojciec, który ciężko pracuje, mama, którą głowa boli, wychowawca zmęczony – to potrafi wzruszyć raz lub parę razy – na stałe znuży, znudzi, gniewać będzie. Możemy zahukać dzieci, że na pierwsze nasze skrzywienie bólu lub niezadowolenia – odpowiedzą szeptaną mową i chodzeniem na palcach – ale czynić to będą niechętnie, z obawy, nie z przywiązania. Będą grzeczne i uroczyste, bo pan ma zmartwienie. Ale niech to dzieje się rzadko, wyjątkowo.
A my, dorośli, czy zawsze gotowiśmy ulegać kaprysom starych, ich czcigodnym poglądom i starczym zachciankom? Sądzę, że wiele dzieci wyrasta w obrzydzeniu dla cnoty, bo je bezustannie wdrażano, przekarmiano dobrymi słowami. Niech samo odkrywa powoli potrzebę, piękno i słodycz altruizmu. Ilekroć wskazuję dzieciom na ich obowiązek względem rodziny, młodszego rodzeństwa, obawiam się zawsze, że błądzę
One same zanoszą do domu obrazki, wygrane w loteryjkę cukierki, bo im sprawia zadowolenie radość małego braciszka, a może tylko ambicja, że one też coś dają – jak dorośli. Dziecko odbiera z kasy oszczędzonego rubla, daje na buciki siostrze. Piękny czyn. Ale czy ono ma świadomość wartości pieniędzy – może to tylko lekkomyślność?
Nie czyn, a pobudka charakteryzuje dziecko, jego oblicze moralne, jego potencjalną przyszłość rozwojową.