Dzień rozpoczęliśmy od wypakowania swoich rzeczy i zapoznania się z innymi osobami. Dh Kuba świetnie rozłożył namioty, aczkolwiek zabrakło ułożonej z kafelków podłogi, ogrzewania podłogowego i jakichś mebli z IKEI. Trudno.
Obiad na pierwszy rzut oka prezentował się apetycznie, był makaron po bolońsku i zupa, która wyglądała ohydn… równie apetycznie! Na szczęście smakowała lepiej. Oprócz tego był kompot, który smakował wodniście.
Po pysznym obiedzie mieliśmy bardzo krótki dwugodzinny odpoczynek. W międzyczasie otrzymaliśmy podwieczorek w postaci batonów czekoladowych o smaku chemicznego banana. Mniam!
Gdy cały obóz cieszył się ciszą i spokojem, druhowie zebrali nas wszystkich w jednym miejscu i podzielili na grupy. Podzielone grupy krążyły wokół obozu, poznając (w niektórych przypadkach po raz siódmy) te same miejsca i ich zasady.
Następna w planie była kolacja. Otrzymaliśmy, jak to zawsze na kolacje, chleb ze składnikami do robienia kanapek i to, co zostało z obiadu. Stołówka przez pierwsze minuty wyglądała jak miasto w Indiach – było wiele ludzi i trudno było znaleźć sobie miejsce.
Po kolacji były gry integracyjne, bawiliśmy się świetnie i na całe szczęście nie było “pony’ego”. Po zakończonych zabawach wszyscy udali się spać. Dla chętnych były rozmowy przy świecach, które polegają na rozmowach o różnorakich, często dziwnych tematach. I tak oto minął pierwszy dzień na korczakowskim obozie.
Zastęp V
Korekta: Wiktor „Witek” Stępski