Większość z nas pewnie zna ten film, ale jako redakcja KIK-u uznaliśmy, że należy od niego zacząć nasz cykl. „Korczak” Wajdy to dzieło już 30-letnie. W pewien jednak sposób znajduje się poza czasem: film jest czarno-biały i opowiada o świecie, który już nie istnieje…
Reżyser wraz z autorką scenariusza, Agnieszką Holland, oraz grającym tytułową rolę Wojciechem Pszoniakiem dołożyli swój znaczący wkład w promowanie postaci Janusza Korczaka. Wiele osób zna Korczaka poprzez ten film. O jego znaczeniu niech świadczy fakt, że często można się spotkać z fotosami z tego filmu, na których widać ucharakteryzowanego Pszoniaka i podpis „Janusz Korczak”.
Nie znajdziemy w tym filmie całości biografii Korczaka, tylko ostatni okres. Słyszymy z ekranu cytaty z dziennika pisanego w getcie. Oglądamy sceny, które nieraz sobie wyobrażaliśmy, słuchając lub czytając o Starym Doktorze, jak choćby Korczak podlewający kwiaty i zastanawiający się nad tym, kim jest patrzący na niego niemiecki strażnik. Albo scena, w której Korczakowi oferowana jest możliwość ucieczki z getta. Film daje nam też możliwość wglądu w Dom Korczaka, zajrzenia, jak to wyglądało od środka.
Wiemy, jak skończy się ten film. Widzimy legendarny (z pełną świadomością używam tego słowa) ostatni pochód na Umschlagplatz. Mimo to obserwujemy narastające napięcie, widząc na horyzoncie coraz ciemniejsze chmury. Zaraz po premierze pojawiły się głosy, że ostatnia scena filmu zakłamuje rzeczywistość, że to nie tak było. To prawda, nie tak wyglądały ich ostatnie chwile. Rzeczywistość nie była tak poetycka i tak radosna…
„Korczak” to ważne dzieło w dorobku twórczym Andrzeja Wajdy. Jeśli ktoś nie zna postaci Korczaka, film Wajdy to dobry początek. Jeśli wie o Starym Doktorze trochę, dzięki filmowi dowie się więcej. Ale poza walorami „korczakoznawczymi” – to po prostu dobry film.
Michał Kozień vel Młody