Burza ostatniej nocy była ogromna, niespodziewana i krótka. Zaskoczyła nas chyba w najgorszym momencie, bo w trakcie potańcówki subkultur Ario i Janka. Zabawa dopiero się rozkręcała, wszyscy byli ucharakteryzowani i przebrani (łącznie z druhami), nawet nasi goście porwali wszystkich do swojego tańca. Jednak gdy zobaczyliśmy pierwsze błyski, a po nich usłyszeliśmy grzmoty, trzeba było kończyć. Uczestnicy szybko pobiegli do swoich namiotów, a najodważniejsi z nich dołączyli do akcji ratowania nowego agregatu. Osobiście uwielbiam burzę, zwłaszcza stać na deszczu z twarzą uniesioną do góry i czuć na sobie spadające krople deszczu… niestety nie każdy ma takie podejście do tego typu pogody i z tego powodu ta noc mogła być koszmarem. Stojąc na deszczu, obserwowałam jak pioruny oświetlały cały las do tego stopnia, że w pewnych momentach było jasno jak w dzień. Najmniejsze z dziewczynek znalazły sposób by spokojnie zasnąć: śpiewały i zagłuszały burzę grą na gitarze, dopóki nie przeszła, wtedy dopiero poszły spokojnie spać. Mój zastęp odreagowywał strach jedzeniem, wyciągnęłyśmy z toreb ostatnie resztki słodkości, usiadłyśmy blisko siebie i jadłyśmy, bo przecież łatwiej jest zasnąć najedzonym, zwłaszcza w czasie deszczu. Ta niespokojna noc była dla niektórych słodką rozkoszą i integracją w zastępie lub niezbyt lubianą kołysanką do snu. Jednak rozczarowaniom nie było końca, bo obudziliśmy się jeszcze w chmurach i kroplach deszczu. Na szczęście w tej chwili widać już pierwsze promienie słońca, które zapowiadają nam piękny dzień.
Natalia Kędzia